Poranek był spokojniejszy. Z korytarza dochodziły mnie opowieści o nocnych wachtach i sztormie... Niestety, po dwóch dobach chorowania, głodowania i słuchania tylko "pij, bo się odwodnisz" (co było niestety racją) nie miałam ochoty nawet odsłonić bulaja, małego okienka, z którego mogłabym pooglądać jak teraz wygląda morze.
Gdzieś około południa na horyzoncie było widać Bornholm, który przecież tak bardzo chiałam zobaczyć. Nie miałam jednak dość siły żeby wyjść na pokład.
***
Słońce już zachodziło, a mnie zaczęło powoli się polepszać. Zjadłam suchara i był to najlepszy suchar jakiego w życiu jadłam :D Wyszłam na pokład, a tam niespodzianka- dalej było widać Bornholm, co prawda znikający powoli w mroku, ale jednak. Wyspę, która jest celem mojej kolejnej wakacyjnej wyprawy.
Statek płynął po uspokajającym się morzu, słońce rozświetlało wodę, a niebo przybierało przeróżne odcienie czerwieni, pomarańczy i żółci. Siedząc na dziobie podziwiałam je do czasu, aż zapadł kompletny mrok.